18wrzesień 2020

Skończyło się eldorado. Zdalne semestry na uczelniach to policzek dla rentierów

Uniwersytet Warszawki ogłosił, że semestr zimowy będzie odbywać się poprzez zdalne nauczanie. Mniej studentów to również mniejsza liczba najemców na mieszkania i pokoje. To może być koniec dobrej passy dla części właścicieli nieruchomości pod wynajem.

Niepokój właścicieli

Przy zdalnym nauczaniu, które będzie prowadzone przez semestr zimowy, pozostało UW, do którego dołączyło również UJ i UG. Takie decyzje będą miały nie tylko swoje konsekwencje w sposobie nauki studentów, ale również mogą spowodować zawirowania na rynku wynajmu nieruchomości.

– Mniej studentów w dużych miastach nie wpłynie na rynek w sposób znaczący, który spowodowałby armagedon i obniżenie kosztów wynajmu lokalu o 10, czy 20 proc. Jeśli będą korekty to raczej najprawdopodobniej wyniosą one kilka procent – odpowiada w rozmowie z INNPoland.pl Mariusz Łubiński prezes spółki Admus, która zajmuje się zarządzaniem nieruchomościami.

Podkreśla, że rozsądni wynajmujący nie opierają się na jednym segmencie rynku, jeśli chodzi o najemców. Jest to dywersyfikacja ewentualnego ryzyka, jak np. mniejszy przypływ studentów, dlatego ciężko będzie liczyć na masowe obniżki cen wynajmowanych lokali. To znaczy, że właściciele wynajmują część mieszkań czy pokoi osobom pracującym, a część np. studentom.
– Kto może zostać z niewynajętym mieszkaniem? Na to bardzo duży wpływ będzie miała konkurencja jakościowa i lokalizacyjna, czyli te wszystkie mieszkania, które były w bardzo niskim standardzie, to mogą zostać niezasiedlone. Natomiast te lokale, które są położone w dobrych punktach komunikacyjnych i mają przyzwoity standard, powinny mimo wszystko zostać wynajęte – dodaje Łubiński.
Nie tylko brak części studentów może spowodować straty lub mniejsze zyski, które odczują poszczególni właściciele mieszkań czy pokojów. Znaczenie ma również brak
– Na minus, jeśli chodzi o osoby wynajmujące, jest to, że wyjechało mnóstwo Ukraińców, którzy też jednak funkcjonowali na tym rynku. Na rynek trafiły też wszystkie lokale z najmów krótkoterminowych. Turystyka przy “covidzie” lekko nam zamarła. Pojawiało się dużo inwestorów, ponieważ banki oferują obecnie niskie oprocentowanie na kredyty (stąd więcej ofert wynajmu) – zauważa Mariusz Łubiński.

Zdalnie czy niezdalnie, część wróci

Decyzje m.in. UW, UJ i UG w sprawie nauki zdalnej nie spowodują, że nagle nie będzie studentów. Część z nich przyjedzie z powrotem do pracy, którą łączyła z nauką, więc siłą rzeczy muszą mieć gdzie mieszkać.

– Studentów mamy ok. 900 tys. i jak wskazują badania, w poprzednich latach ok. 38 proc. decydowała się na wynajem. Teoretycznie ok. 340 tys. osób nie pojawi się na rynku najmu. Jednak w praktyce wielu studentów łączy naukę z pracą, poza tym studenci będą mieli dzień lub dwa zajęć laboratoryjnych i część z nich będzie potrzebowała lokum.
Dodajmy do tego że studia to pierwszy etap migracji z mniejszych miast, zatem im bardziej atrakcyjny ośrodek studencki, tym spokojniejsi mogą być właściciele mieszkań na wynajem.

Studencka kieszeń

Jak się malują ceny mieszkań w zasięgu studenta? Tu dużo zależy od jego możliwości, albo precyzyjniej – od możliwości jego rodziców.
– Studenci w większości przypadków są w stanie wydać na najem od 250 do 750 zł., tylko 18 proc. z nich dysponuje budżetem na lokum powyżej 750 zł miesięcznie. Tymczasem w dużych miastach wojewódzkich m.in. Warszawa, Wrocław. Kraków, Trójmiasto to wydatek ok. 800-1300 zł za wynajem pokoju – mówi Łubiński.

– Za kawalerkę w Warszawie trzeba minimalnie liczyć 2000-2300 zł. Oczywiście bardzo często są takie sytuacje, że decydując się na kawalerkę, mieszkanie dwupokojowe nie wynajmuje jeden, a dwóch, czasem trzech studentów – podkreśla Łubiński

Zdalna nauka

Koronawirus spowodował, że uczniowie, jak i studenci musieli na jakiś czas przywyknąć do nauki zdalnej, która – jak się okazało – jest mało efektywna. Dużo nauczycieli i wykładowców niemal 1:1 próbowało przenieść swoje zajęcia stacjonarne do wirtualnej rzeczywiści.
– To jest absurd. To próbowano robić 20 lat temu i już wtedy wiadomo było, że to nie działa – dość mocno komentuje dla PAP prof. Lech Mankiewicz ambasador Khan Academy (bezpłatnej cyfrowej platformy z kursami do nauki zdalnej).
Nauczanie zdalne nie jest jeszcze tak rozpowszechnione. Dopiero pandemia koronawirusa zmusiła wszelakie instytucje edukacyjne do szybkiego wykorzystania tej metody nauczania.
– Dziś mówi się o edukacji zdalnej jak o najmniej mile widzianym rozwiązaniu w przypadku ewentualnego powrotu pandemii. A edukacja cyfrowa w szkole potrzebna jest nie ze względu na pandemię. Jest niezbędna ze względu na dobro młodzieży, społeczeństwa. Edukacja powinna budować solidne fundamenty ekonomicznego, społecznego bezpieczeństwa – podkreśla prof. Mankiewicz.

ŹRÓDŁO: [innpoland.pl ]